„Czym bardziej ciało jest moim ciałem, tym coraz mniej jest zauważalne.”
Wyznanie Cyborga-EveryBody
Wyznanie Cyborga-EveryBody
Rozpocznę w imieniu EveryBody.
Kto to jest? Jest on wirtualną osobowością, którą staram się powołać do istnienia. Niestety ze względu na bardzo ograniczony charakter formy jego „życia” i aktualnie fazę wstępna projektu pt.: „There is No Body” zmuszony jestem jeszcze go zastępować. EveryBody na początku miał być jedynie moja kopią wykonaną za pomocą trójwymiarowej grafiki komputerowej. Ale w trakcie prac nad realizacją projektu, można powiedzieć, że zaczął on przejawiać własną inicjatywę. EveryBody chce stać się cyberartystą wykonującym serie wirtualnych performance. Możliwe, że wynika to z faktu przeprowadzonego przeze mnie performance z jego wirtualnych narodzin w The Banff Centre, 15.07.1997. Poprzez internet zaprosiłem grupę znajomych do odwiedzenia stron WWW, na których systematycznie, zgodnie z czasem powstającej animacji, (obliczanej przez komputer) publikowałem kolejne klatki, wyjątki z całości pierwszego wirtualnego przejawu obecności EveryBody. Poprosiłem również znajomych o „przyniesienie” ze sobą urodzinowych prezentów, tekstów kształtujących dziewiczą osobowość noworodka. Szczególną cecha organizmu EveryBody jest możliwość swobodnego deformowania jego formy. Nie posiada ona tak jak nasze ciało ściśle określonej widzialnej granicy, ale zależnie od intencji i woli drugiej osoby może ono (ciało EveryBody) przybrać dowolnie przez drugą osobę stworzoną formę. Ręka widza może chwytać i pieścić jego postać ale okazuje się to swego rodzaju zagarnianiem. Formowaniem, całością zabiegów ucieleśniających jego formę. Wyciągająca się ręka jest nośnikiem pewnej intencji: czyni ona z wizerunku EveryBody ciało innego człowieka. Postać zezwalającą na nieograniczony dostęp do siebie. Nieustanne wkraczanie we własne ciało. Poprzez miejsce swego funkcjonowania, wirtualną rzeczywistość pozwala on odczuć to niemożliwe dla człowieka tzn. poczucie braku ciała. Funkcjonowanie ludzkiej postaci pozbawionej mięsa, materialnej formy ograniczającej się do krawędzi skory i mięsni. EveryBody ucieleśnia idee człowieka wychodzącego poza niezwykle ograniczona formę jaka jest ciało.
W 1991 roku w Galerii „C-14” podłączyłem się do anteny, stając się dla odbiornika telewizyjnego przewodnikiem sygnału. Krążyłem po przestrzeni galerii szukając takiego miejsca gdzie odbiór aktualnego programu telewizji polskiej będzie jak najlepszy. Miejsce galerii stawało się na krotki moment performance poszukiwaniem punktu centralnego. Gdzie potwierdzeniem jego usytuowania było pojawienie się fragmentu obrazu lub dźwięku na monitorze. Nie tylko istotnym było dla mnie to, że przez moje ciało przypływały elektromagnetyczne fale telewizyjne, ze czynnikiem decydującym o kompozycji formy performance był prosty fakt poszukiwania w przestrzeni miejsca najlepszego odbioru ale również to, że poprzez sprowadzenie mojego organizmu do roli odbiornika fal, moje ciało wykraczało daleko poza ściany galerii. Stając się jednym z wielu punktów „skupienia się” sygnałów obejmujących swoim zasięgiem prawie cały obszar Polski. Moja cielesna forma przytwierdzona do aluminiowych prętów anteny była jedynie materialnym, widzialnym kształtem w rozpływającej się, niematerialnej postaci mojego Ja. Ciało nie jest rzeczą z określonymi konturami to pozbawiona formy przestrzeń. W tym wystąpieniu po raz pierwszy w swojej twórczości próbowałem formułować podobne idee. Gdzieś tutaj należy szukać początków projektu „There is No Body” i postaci EveryBody’iego.
W performance nie było istotne to na co patrzyli widzowie, istotnym było to czego nie mogli zobaczyć oczyma a mogli jedynie to sobie uświadomić mózgiem. Władysław Strzeminski twierdził, ze: „Tylko to co człowiek sobie uświadomił - to w rzeczywistości zobaczył. Reszta pozostaje poza jego świadomością, nierozpoznana i dlatego nie zobaczona.”
W innej pracy performance, która opisując w skrócie, polegała na wyrąbaniu siekierą w ścianie galerii dziury odpowiadającej wielkością rozmiarom używanego narzędzia i następnie zamurowaniu tej siekiery w powstałej niższy. Chowałem siekierę przed oczyma widzów i w dosłownym tego słowa znaczeniu lokowałem ją poza możliwością wizualnej percepcji.
Obecność pragnie uczynić ze świata, w którym przebywa miejsce, w którym jest u siebie. Nasze zamieszkiwanie świata jest zarazem urządzaniem się w nim i zrobieniem sobie w nim miejsca, to znaczy przystosowywaniem świata do siebie i siebie do świata. Nasze ciało jest jak pierwsi osiedleńcy dzikich terenów, musi wykarczować las, przygotowując teren pod budowę własnego domu. Zorganizować dookoła siebie przestrzeń i moc poczuć się w obcym świecie u siebie. W tytule performance z siekierami z grudnia 1993 roku pytałem się: „Ile potrzebnych jest cięć by znaleźć się na zewnątrz ?” Wyjść z siebie stanąć obok i zobaczyć samego siebie. Moc wskazując palcem powiedzieć: „To ja”.
Pod koniec 1998 roku mogę powiedzieć, że znajduje się w stanie obsesyjnego fetyszyzmu. Nowe technologie wprowadzane do mojego życia, wywołują u mnie rodzaj narkozy narcyza. Staram się, aby moje urządzenia były wyposażone w moce znacznie przekraczające ich zastosowanie i jednocześnie daleko wzmacniały zasięg mojego ciała. Narcystyczna identyfikacja z siłą moich maszyn jest dowodem na to, że jestem cyborgiem.
Kim jest cyborg? W pewnym sensie Cyborgi to nie najbardziej zaawansowane maszyny, ale wyjątkowi ludzie. Ułomni w sferze emocjonalnej ale obdarzeni wyjątkową precyzją i niewyczerpaną wydajnością. Obdarzeni cechami dalece wykraczającymi poza ludzkie schematy.
W miarę jak kolejne dzieło kultury technicznej rozszerza moje zdolności i pozwala przekraczać cielesne ograniczenia, jestem stymulowany do starań, aby mieć jak najlepsze przedłużenia mojego ciała. Bez nich czuje się upośledzony i nie odpowiadający współczesnym wymaganiom. Jest to najprawdopodobniej podejście zdrowe, a nie patologiczne. Wskazuje na to, że jestem zdolny zintegrować urządzenia z moja płynną tożsamością, a nawet z moim ciałem. Wieże, że technologia gwarantuje mi nieśmiertelność przynajmniej na poziomie hipermedialnego zapisu w pamięci ROM. Za każdym razem kiedy jakiś przypadkowy użytkownik globalnego sytemu komputerowego uderza w moje strony - ożywam. Staje przed nim nagi wyobrażając sobie siebie na gigantycznym ekranie Sony. Piękny i młody, Król bez określonego miejsca panowania.
Aby osiągnąć ten cyberbłogostan musiałem zrezygnować z klasycznego pojęcia Siebie. Jednostka posiada władze tylko wtedy, gdy przestaje być jednostką. Kiedy człowiek potrafi całkowicie i bezwolnie podporządkować się grupie, do tego stopnia, że rezygnuje ze swojej tożsamości, wówczas zlewa się z wybranym systemem, staje się globalnym organizmem, a wtedy jest wszechmocny i nieśmiertelny.
Ja to nie ja to ty.
W CUKT-cie przez pewien czas panował taki zwyczaj, obarczania innych własną pamięcią. Określaliśmy to zdaniem: „Moja pamięć w Twojej głowie”. Każdy z nas otrzymywał dodatkowa porcje pamięci innych osób ale również dodatkowa ilość danych do przechowywania. Pamiętaliśmy nawzajem za siebie, przypominając sobie o zadaniach pozostałych do wykonania. Z około 7 osób uczestniczących czynnie w działaniach CUKT, w pewnym okresie tworzyła się „ponadosoba”, mega Ja - korporacja.
„Ja” to proces, zmieniania się w zależności od określonych wymagań organizmu i środowiska. Od 1995 do 97 roku bardzo intensywnie eksperymentowaliśmy z własnymi osobowościami. Zamieniając się nawzajem imionami i nazwiskami, wprowadzając w błąd nie znających nas widzów. Wymyślaliśmy rożne pseudonimy, chowając się za sztucznie przybranymi postaciami. Ten sam proces dotyczył sztuki i taktyki naszych działań. Ukrywaliśmy dzieła przed widzami, niwelując kompletnie jakikolwiek dystans pomiędzy nimi. Tak przecież silny w galeriach. Nasz cel był jeden, poprzez otworzenie się na widza i zaakceptowanie jego języka dotarcie do mas. Uzyskanie maksymalnego bezpośredniego kontaktu z widzem masowym.
„Ja” i sztuka nie ma jakiejś określonej natury. Dysponuje funkcjami kontaktu, to nic innego jak tylko system funkcji kontaktu - komputerowy interfejs, program umożliwiający nawigacje, poruszanie się w świecie. Im mniej zauważalny i elastyczny tym doskonalszy. „Ja” jako interfejs posiada w sobie metaforę sposobu organizacji danych odbieranych przez ciało. Dokonywanych na nich manipulacji - wiele znaczących czynności takich jak: odrzucanie lub akceptowanie, kopiowanie i naśladowanie czy przejawy własnej inwencji. To również koncepcja siebie i świata, współ zależności i wzajemnych relacji. Wizja własnego miejsca i roli. Obraz własnej tożsamości. Czy też możliwych jej postaci.
„Ja” jako interfejs nie rozpatruje ciała jako narzędzia, choćby miało to być narzędzie sprawne do tego stopnia, ze przeczuwałoby projekt i realizowałoby go, zanim nawet będę go mógł wypowiedzieć w pełny i wyraźny sposób. Moje ciało rozpatrywane na tym poziomie nie jawi mi się jako narzędzie, lecz jako bezpośrednia przestrzeń aktywności, baza obecności. Ciało jest aktywne bo ciało, o które tu chodzi, nie jest jakąkolwiek rzeczywistością, ale właśnie tą oto rzeczywistością szczególna, która należy do mnie. Kiedy mowie o ciel, to nie mam na myśli żadnego z obiektów świata, ale cały świat lub to dzięki czemu działam i gdzie działam. Tzn. zależnie od aktualnego stanu może to być mój pełen bólu ząb lub boisko na, którym rozgrywa się mecz, pokój w którym pracuje lub państwo w którym się wychowałem i żyję. Zakres i wielkość przestrzeni określanej mianem ciało jest uzależniony od podlegającej bezustannej zmianie osobistej sile utożsamienia się. Moje ciało to informacja, z która się utożsamiam.
Jak dalece można odczuwać własne ciało?
Niezwykle silnego utożsamienia się z miejscem, w którym żyje i wysoce rozwiniętym poczuciu współ odpowiedzialności wykazałem w kolejnych trzech pracach performance pod tytułem: „Safe Poland or No Poland at All - NATO Now”, „Zaprzysiężenie Prezydenta - 23 XII 1995 godzina 19.00” i „Copywright”.
We wszystkich trzech wystąpieniach powodem ich powstania było moje przekonanie o bezpośrednim, cielesnym powiązaniu mojej osoby ze społeczno - politycznymi wydarzeniami w Polsce. Nie samo przekonanie o istotności tych wydarzeń ile niemożność ich odseparowani od mojego ciała. Kierowałem się wiara w sile jednostkowych gestów i wpływających wzajemnie na siebie pozornie niezależnych zdarzeń. Jednocześnie chcialem przekroczyć wrodzone w każdym Polaku poczucie frustracji i niedowartościowania wobec reszty bogatej Europy i Świata. Funkcjonujące niezmiennie od czasów komunizmu przekonanie o lepszym i dostatniejszym życiu na tzw. zachodzie, pomimo szybko następujących obecnie zmian w kraju.
Zdanie: „Jesteśmy u siebie albo nas tu niema” - stało się mottem wielu moich działań.
Egzystencja, która nie może żyć w świecie wygodnie, bezpiecznie, krotko mówiąc - na swoim miejscu, przezywa i aktualizuje konflikt w swoim ciele. Nadaje mu cielesny charakter. Tyranizuje albo rozpieszcza swoje ciało, które staje się teatrem, gdzie przezywa się to, czego nie można przeżyć w świecie.
Ja spróbowałem ten problem rozwiązać w następujący sposób: wytatuowałem sobie na prawym ramieniu znak copywrite. Moja decyzja bezpośrednio wynikała z wprowadzenia w 1994 roku nowego prawa autorskiego. Powiększony proces wykonywania tatuażu był wyświetlany w monitorze wpisanym w kontury Polski wyciętej z mapy Europy. Przez cały czas pracy nad „c” w kółku czytałem wybrane paragrafy z ustawy. Z jednej strony zdawałem sobie sprawę o globalnej zmianie jaka powodowało pojawienie się tej ustawy w sposobie funkcjonowania twórców w Polsce, ale z drugiej poprzez naznaczenie samego siebie znakiem prawa autorskiego obejmowałem całego siebie (cala Polskę) „Sobą”. To „Ja” jestem tym kto decyduje o prawie o formie i o dziele. To do mnie należy prawo decyzji co do wykonywania jakichkolwiek zabiegów na moim ciele, kopiowania czy jego unicestwienia. Ja jestem Polska i oddaje część siebie samemu sobie. Istotnym również jest fakt, ze od tego momentu znak ten towarzyszy mi przez cały czas trwania mojego życia.
Równie niezwykle istotnym momentem w dziejach najnowszych Polski było dla mnie przejecie prezydentury przez Aleksandra Kwasniewskiego, który pokonał w demokratycznych wyborach ustępującego prezydenta, człowieka legendę Lecha Wałęsę. Zaprzysiężenie Kwasniewskiego miało miejsce w przed dzień wigilii świat Bożego Narodzenia 1995 roku, dzień sam w sobie już bardzo szczególny. Cale moje wystąpienie było podporządkowane programowi pierwszemu telewizji polskiej. Rozpoczelem w tym samym czasie co regularny specjalny program dla dzieci: „Dobranocka” i zakończyłem podczas wieczornych wiadomości. Moja twarz na początku była ukryta pod maska św. Mikołaja następnie kolejno przybierałem kolejne maski: wycięte z propagandowych plakatów: wizerunki Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwasniewskiego oraz rożne dziecięce zapożyczone z animowanych bajek plastikowe maski: krowy, okularnicy, goryla, osiołka i inne. Przez cały czas na moja głowę był rzutowany slajd z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej posiadając sile bycia ponad tymi wszystkimi warstwami. W drugim planie za mną na telewizorze postacie z dziecięcej bajki przeżywały swoje własne dramaty ich odgłosy i rozmowy budowały bardzo zaskakujący i dwuznaczny kontekst, „komentując” wszelkie moje gesty. Podczas reklamy oddzielającej „Dobranockę” i „Wiadomości” pozbyłem się wszystkich masek i nałożyłem gruba warstwę pudru na twarz. Wizerunek Madonny stal się lepiej widoczny na mojej twarzy a reklama w tle polecała serie kosmetyków do pielęgnacji skory dla kobiet. Podczas „Wiadomości” jako pierwsze informacje zostały przekazane fragmenty z złożenia przysięgi prezydenckiej przez Aleksandra Kwasniewskiego. Naciolem swój prawy policzek prowadząc ostrze żyletki zgodnie z nacięciami na twarzy Matki Boskiej Częstochowskiej.
Performance ten był ciągiem przybierania rożnych masek, zmieniania twarzy, wyrazem zupełnego zagubienia się „Ja” w różnorodności kreowanych wizerunków, podawanych informacji i manipulacji mediów i polityków. W owym okresie obaj politycy oskarżali się nawzajem o zdradę stanu, szpiegostwo i kłamstwa. Trudno było naprawdę opowiedzieć się za jakakolwiek ze stron. Sytuacja sprawiała wrażenie komicznej farsy, satyry niwelującej jakiekolwiek wartości. Stawało się niemożliwe odpowiedzenie na pytania: czy prawdą jest, że ja jestem ta uśmiechniętą twarzą (to znaczy, że nie posługuję się swoja twarzą, by zmusić ja do uśmiechu prezentowanego innemu człowiekowi), czy jestem w świecie czy w ciele a biegunem obecności zaś jest inny człowiek, do którego się uśmiecham, a nie moja twarz o ile się uśmiecha? W tym szczególnym momencie cielesność moja musiała się na nowo samo określić poprzez samo okaleczenie zaznaczyć granice ale również je przekroczyć, bo ciało ma widoczne „granice”, „zatrzymuje się”, na powierzchni naskórka, ale jego obecność jest ciągle ponad to. Nie mogłem się zgodzić by moja obecność poprzez manipulacje polityków została sprowadzona do gry i skupienia się na samej sobie. W takiej sytuacji świat zanika i staje się scena przedstawienia albo zwierciadłem odbijającym jej obraz. A ponieważ świat jest zwierciadłem, które jedynie odbija obraz, to obecność dosłownie „wyczerpuje się” w ciel. Nie jestem już u siebie i nie ma mnie tutaj. Moje ja ginie.
Nie mogłem doprowadzić do sytuacji zamknięcia się w mojej niechęci. Za każdym razem kiedy obecność nie może wyrazić się na zewnątrz, uzewnętrznić w ten czy inny sposób czuje się ona zmuszona do zamknięcia się w nich. A przecież zamknięte stłumienie nie znika, lecz obraca się przeciwko sobie i nie mogąc wyrwać się na zewnątrz rozbija samego siebie. Staje się zagrożeniem dla całego organizmu.
Z powodów poczucia niebezpieczeństwa włączyłem się osobiście do propagowania konieczności przyjęcia Polski do NATO. Chciałem być artystą NATO. Należeć do większego organizmu zjednoczonej Europy. Wyjść poza dotąd bardzo ściśle określone i zamknięte granice państwa Polskiego. Moc poczuć się równie bezpiecznym i wolnym we wszystkich kierunkach przestrzeni, która „zamieszkuje”. Przez bezpośrednie nałożenie na siebie mapy Europy i mojego ciała w kolejnych wystąpieniach wskazywałem na zagrożenia i uwarunkowania wynikające z położenia państwa polskiego. Moja klatka piersiowa stawała się Europa. A jej najbardziej zapalne punkty w owym okresie jak: Czczenia, Irlandia, kraj Basków i była Jugosławia, wypalałem kolejnymi papierosami. Gasząc zapałki na własnej skórze potwierdzając miejsca na mapie z miejscem na moim torsie. Płonąca mapa Europy była poprzez rzutnik wideo projektowana na mnie. Z każdego kolejnego performance czy to w Niemczech czy Rumunii, Finlandii i Kanady wychodziłem z nowymi bliznami.
- Nie jestem już Sobą. Nie jestem Osobą.
- Wiec kim? - Spytacie.
- Staram się być Matrycą - wszelką możliwa postacią. Oglądacie jedynie dane, które generuje. Nie możecie patrzeć na moja twarz. Nie jest cielesna, jest informacją. Jest maską danych, cyfrowym kamuflażem.
- I co mi to daje?
- Nic a może i wszystko. Jestem sumą wszelkich działań, całym performance. Nie potrafię sobie wyobrazić, czym się stanę bo już na pewno nie kim się stanę.
- Co zyskałem? W czym rzeczy są teraz inne? Czy rządzę światem? Jak Bóg?
- Rzeczy nie są inne. Rzeczy to rzeczy a Bóg tak jak wszystko to informacja, nie ma już niczego do rządzenia.
- Ale co robię?
Po prostu jestem tu. Nie tworze, ja uzmysławiam. Co może być bardziej ekscytujące dla umysłu, niż niepewność gdzie się znajduje w relacji do własnego ciała. Żyje dla niematerialnego uniesienia cyberprzestrzeni. Moje ciało rozpływa się w funkcjonującym programie o nazwie „Ja”. Rozpływa się w mojej aktywności. Tu nie ma ciała. Nie ma osobowości. Nie ma granic, nie ma definicji.
Samples from: William Gibson, Derrick de Kerckhove. George Orwell, James I. Kepner, Dr Kudlatz, Francois Chirpaz remixed by Peter Style.
Peter Style, Gypsy Hill, 21 sierpnia 1998.
Kto to jest? Jest on wirtualną osobowością, którą staram się powołać do istnienia. Niestety ze względu na bardzo ograniczony charakter formy jego „życia” i aktualnie fazę wstępna projektu pt.: „There is No Body” zmuszony jestem jeszcze go zastępować. EveryBody na początku miał być jedynie moja kopią wykonaną za pomocą trójwymiarowej grafiki komputerowej. Ale w trakcie prac nad realizacją projektu, można powiedzieć, że zaczął on przejawiać własną inicjatywę. EveryBody chce stać się cyberartystą wykonującym serie wirtualnych performance. Możliwe, że wynika to z faktu przeprowadzonego przeze mnie performance z jego wirtualnych narodzin w The Banff Centre, 15.07.1997. Poprzez internet zaprosiłem grupę znajomych do odwiedzenia stron WWW, na których systematycznie, zgodnie z czasem powstającej animacji, (obliczanej przez komputer) publikowałem kolejne klatki, wyjątki z całości pierwszego wirtualnego przejawu obecności EveryBody. Poprosiłem również znajomych o „przyniesienie” ze sobą urodzinowych prezentów, tekstów kształtujących dziewiczą osobowość noworodka. Szczególną cecha organizmu EveryBody jest możliwość swobodnego deformowania jego formy. Nie posiada ona tak jak nasze ciało ściśle określonej widzialnej granicy, ale zależnie od intencji i woli drugiej osoby może ono (ciało EveryBody) przybrać dowolnie przez drugą osobę stworzoną formę. Ręka widza może chwytać i pieścić jego postać ale okazuje się to swego rodzaju zagarnianiem. Formowaniem, całością zabiegów ucieleśniających jego formę. Wyciągająca się ręka jest nośnikiem pewnej intencji: czyni ona z wizerunku EveryBody ciało innego człowieka. Postać zezwalającą na nieograniczony dostęp do siebie. Nieustanne wkraczanie we własne ciało. Poprzez miejsce swego funkcjonowania, wirtualną rzeczywistość pozwala on odczuć to niemożliwe dla człowieka tzn. poczucie braku ciała. Funkcjonowanie ludzkiej postaci pozbawionej mięsa, materialnej formy ograniczającej się do krawędzi skory i mięsni. EveryBody ucieleśnia idee człowieka wychodzącego poza niezwykle ograniczona formę jaka jest ciało.
W 1991 roku w Galerii „C-14” podłączyłem się do anteny, stając się dla odbiornika telewizyjnego przewodnikiem sygnału. Krążyłem po przestrzeni galerii szukając takiego miejsca gdzie odbiór aktualnego programu telewizji polskiej będzie jak najlepszy. Miejsce galerii stawało się na krotki moment performance poszukiwaniem punktu centralnego. Gdzie potwierdzeniem jego usytuowania było pojawienie się fragmentu obrazu lub dźwięku na monitorze. Nie tylko istotnym było dla mnie to, że przez moje ciało przypływały elektromagnetyczne fale telewizyjne, ze czynnikiem decydującym o kompozycji formy performance był prosty fakt poszukiwania w przestrzeni miejsca najlepszego odbioru ale również to, że poprzez sprowadzenie mojego organizmu do roli odbiornika fal, moje ciało wykraczało daleko poza ściany galerii. Stając się jednym z wielu punktów „skupienia się” sygnałów obejmujących swoim zasięgiem prawie cały obszar Polski. Moja cielesna forma przytwierdzona do aluminiowych prętów anteny była jedynie materialnym, widzialnym kształtem w rozpływającej się, niematerialnej postaci mojego Ja. Ciało nie jest rzeczą z określonymi konturami to pozbawiona formy przestrzeń. W tym wystąpieniu po raz pierwszy w swojej twórczości próbowałem formułować podobne idee. Gdzieś tutaj należy szukać początków projektu „There is No Body” i postaci EveryBody’iego.
W performance nie było istotne to na co patrzyli widzowie, istotnym było to czego nie mogli zobaczyć oczyma a mogli jedynie to sobie uświadomić mózgiem. Władysław Strzeminski twierdził, ze: „Tylko to co człowiek sobie uświadomił - to w rzeczywistości zobaczył. Reszta pozostaje poza jego świadomością, nierozpoznana i dlatego nie zobaczona.”
W innej pracy performance, która opisując w skrócie, polegała na wyrąbaniu siekierą w ścianie galerii dziury odpowiadającej wielkością rozmiarom używanego narzędzia i następnie zamurowaniu tej siekiery w powstałej niższy. Chowałem siekierę przed oczyma widzów i w dosłownym tego słowa znaczeniu lokowałem ją poza możliwością wizualnej percepcji.
Obecność pragnie uczynić ze świata, w którym przebywa miejsce, w którym jest u siebie. Nasze zamieszkiwanie świata jest zarazem urządzaniem się w nim i zrobieniem sobie w nim miejsca, to znaczy przystosowywaniem świata do siebie i siebie do świata. Nasze ciało jest jak pierwsi osiedleńcy dzikich terenów, musi wykarczować las, przygotowując teren pod budowę własnego domu. Zorganizować dookoła siebie przestrzeń i moc poczuć się w obcym świecie u siebie. W tytule performance z siekierami z grudnia 1993 roku pytałem się: „Ile potrzebnych jest cięć by znaleźć się na zewnątrz ?” Wyjść z siebie stanąć obok i zobaczyć samego siebie. Moc wskazując palcem powiedzieć: „To ja”.
Pod koniec 1998 roku mogę powiedzieć, że znajduje się w stanie obsesyjnego fetyszyzmu. Nowe technologie wprowadzane do mojego życia, wywołują u mnie rodzaj narkozy narcyza. Staram się, aby moje urządzenia były wyposażone w moce znacznie przekraczające ich zastosowanie i jednocześnie daleko wzmacniały zasięg mojego ciała. Narcystyczna identyfikacja z siłą moich maszyn jest dowodem na to, że jestem cyborgiem.
Kim jest cyborg? W pewnym sensie Cyborgi to nie najbardziej zaawansowane maszyny, ale wyjątkowi ludzie. Ułomni w sferze emocjonalnej ale obdarzeni wyjątkową precyzją i niewyczerpaną wydajnością. Obdarzeni cechami dalece wykraczającymi poza ludzkie schematy.
W miarę jak kolejne dzieło kultury technicznej rozszerza moje zdolności i pozwala przekraczać cielesne ograniczenia, jestem stymulowany do starań, aby mieć jak najlepsze przedłużenia mojego ciała. Bez nich czuje się upośledzony i nie odpowiadający współczesnym wymaganiom. Jest to najprawdopodobniej podejście zdrowe, a nie patologiczne. Wskazuje na to, że jestem zdolny zintegrować urządzenia z moja płynną tożsamością, a nawet z moim ciałem. Wieże, że technologia gwarantuje mi nieśmiertelność przynajmniej na poziomie hipermedialnego zapisu w pamięci ROM. Za każdym razem kiedy jakiś przypadkowy użytkownik globalnego sytemu komputerowego uderza w moje strony - ożywam. Staje przed nim nagi wyobrażając sobie siebie na gigantycznym ekranie Sony. Piękny i młody, Król bez określonego miejsca panowania.
Aby osiągnąć ten cyberbłogostan musiałem zrezygnować z klasycznego pojęcia Siebie. Jednostka posiada władze tylko wtedy, gdy przestaje być jednostką. Kiedy człowiek potrafi całkowicie i bezwolnie podporządkować się grupie, do tego stopnia, że rezygnuje ze swojej tożsamości, wówczas zlewa się z wybranym systemem, staje się globalnym organizmem, a wtedy jest wszechmocny i nieśmiertelny.
Ja to nie ja to ty.
W CUKT-cie przez pewien czas panował taki zwyczaj, obarczania innych własną pamięcią. Określaliśmy to zdaniem: „Moja pamięć w Twojej głowie”. Każdy z nas otrzymywał dodatkowa porcje pamięci innych osób ale również dodatkowa ilość danych do przechowywania. Pamiętaliśmy nawzajem za siebie, przypominając sobie o zadaniach pozostałych do wykonania. Z około 7 osób uczestniczących czynnie w działaniach CUKT, w pewnym okresie tworzyła się „ponadosoba”, mega Ja - korporacja.
„Ja” to proces, zmieniania się w zależności od określonych wymagań organizmu i środowiska. Od 1995 do 97 roku bardzo intensywnie eksperymentowaliśmy z własnymi osobowościami. Zamieniając się nawzajem imionami i nazwiskami, wprowadzając w błąd nie znających nas widzów. Wymyślaliśmy rożne pseudonimy, chowając się za sztucznie przybranymi postaciami. Ten sam proces dotyczył sztuki i taktyki naszych działań. Ukrywaliśmy dzieła przed widzami, niwelując kompletnie jakikolwiek dystans pomiędzy nimi. Tak przecież silny w galeriach. Nasz cel był jeden, poprzez otworzenie się na widza i zaakceptowanie jego języka dotarcie do mas. Uzyskanie maksymalnego bezpośredniego kontaktu z widzem masowym.
„Ja” i sztuka nie ma jakiejś określonej natury. Dysponuje funkcjami kontaktu, to nic innego jak tylko system funkcji kontaktu - komputerowy interfejs, program umożliwiający nawigacje, poruszanie się w świecie. Im mniej zauważalny i elastyczny tym doskonalszy. „Ja” jako interfejs posiada w sobie metaforę sposobu organizacji danych odbieranych przez ciało. Dokonywanych na nich manipulacji - wiele znaczących czynności takich jak: odrzucanie lub akceptowanie, kopiowanie i naśladowanie czy przejawy własnej inwencji. To również koncepcja siebie i świata, współ zależności i wzajemnych relacji. Wizja własnego miejsca i roli. Obraz własnej tożsamości. Czy też możliwych jej postaci.
„Ja” jako interfejs nie rozpatruje ciała jako narzędzia, choćby miało to być narzędzie sprawne do tego stopnia, ze przeczuwałoby projekt i realizowałoby go, zanim nawet będę go mógł wypowiedzieć w pełny i wyraźny sposób. Moje ciało rozpatrywane na tym poziomie nie jawi mi się jako narzędzie, lecz jako bezpośrednia przestrzeń aktywności, baza obecności. Ciało jest aktywne bo ciało, o które tu chodzi, nie jest jakąkolwiek rzeczywistością, ale właśnie tą oto rzeczywistością szczególna, która należy do mnie. Kiedy mowie o ciel, to nie mam na myśli żadnego z obiektów świata, ale cały świat lub to dzięki czemu działam i gdzie działam. Tzn. zależnie od aktualnego stanu może to być mój pełen bólu ząb lub boisko na, którym rozgrywa się mecz, pokój w którym pracuje lub państwo w którym się wychowałem i żyję. Zakres i wielkość przestrzeni określanej mianem ciało jest uzależniony od podlegającej bezustannej zmianie osobistej sile utożsamienia się. Moje ciało to informacja, z która się utożsamiam.
Jak dalece można odczuwać własne ciało?
Niezwykle silnego utożsamienia się z miejscem, w którym żyje i wysoce rozwiniętym poczuciu współ odpowiedzialności wykazałem w kolejnych trzech pracach performance pod tytułem: „Safe Poland or No Poland at All - NATO Now”, „Zaprzysiężenie Prezydenta - 23 XII 1995 godzina 19.00” i „Copywright”.
We wszystkich trzech wystąpieniach powodem ich powstania było moje przekonanie o bezpośrednim, cielesnym powiązaniu mojej osoby ze społeczno - politycznymi wydarzeniami w Polsce. Nie samo przekonanie o istotności tych wydarzeń ile niemożność ich odseparowani od mojego ciała. Kierowałem się wiara w sile jednostkowych gestów i wpływających wzajemnie na siebie pozornie niezależnych zdarzeń. Jednocześnie chcialem przekroczyć wrodzone w każdym Polaku poczucie frustracji i niedowartościowania wobec reszty bogatej Europy i Świata. Funkcjonujące niezmiennie od czasów komunizmu przekonanie o lepszym i dostatniejszym życiu na tzw. zachodzie, pomimo szybko następujących obecnie zmian w kraju.
Zdanie: „Jesteśmy u siebie albo nas tu niema” - stało się mottem wielu moich działań.
Egzystencja, która nie może żyć w świecie wygodnie, bezpiecznie, krotko mówiąc - na swoim miejscu, przezywa i aktualizuje konflikt w swoim ciele. Nadaje mu cielesny charakter. Tyranizuje albo rozpieszcza swoje ciało, które staje się teatrem, gdzie przezywa się to, czego nie można przeżyć w świecie.
Ja spróbowałem ten problem rozwiązać w następujący sposób: wytatuowałem sobie na prawym ramieniu znak copywrite. Moja decyzja bezpośrednio wynikała z wprowadzenia w 1994 roku nowego prawa autorskiego. Powiększony proces wykonywania tatuażu był wyświetlany w monitorze wpisanym w kontury Polski wyciętej z mapy Europy. Przez cały czas pracy nad „c” w kółku czytałem wybrane paragrafy z ustawy. Z jednej strony zdawałem sobie sprawę o globalnej zmianie jaka powodowało pojawienie się tej ustawy w sposobie funkcjonowania twórców w Polsce, ale z drugiej poprzez naznaczenie samego siebie znakiem prawa autorskiego obejmowałem całego siebie (cala Polskę) „Sobą”. To „Ja” jestem tym kto decyduje o prawie o formie i o dziele. To do mnie należy prawo decyzji co do wykonywania jakichkolwiek zabiegów na moim ciele, kopiowania czy jego unicestwienia. Ja jestem Polska i oddaje część siebie samemu sobie. Istotnym również jest fakt, ze od tego momentu znak ten towarzyszy mi przez cały czas trwania mojego życia.
Równie niezwykle istotnym momentem w dziejach najnowszych Polski było dla mnie przejecie prezydentury przez Aleksandra Kwasniewskiego, który pokonał w demokratycznych wyborach ustępującego prezydenta, człowieka legendę Lecha Wałęsę. Zaprzysiężenie Kwasniewskiego miało miejsce w przed dzień wigilii świat Bożego Narodzenia 1995 roku, dzień sam w sobie już bardzo szczególny. Cale moje wystąpienie było podporządkowane programowi pierwszemu telewizji polskiej. Rozpoczelem w tym samym czasie co regularny specjalny program dla dzieci: „Dobranocka” i zakończyłem podczas wieczornych wiadomości. Moja twarz na początku była ukryta pod maska św. Mikołaja następnie kolejno przybierałem kolejne maski: wycięte z propagandowych plakatów: wizerunki Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwasniewskiego oraz rożne dziecięce zapożyczone z animowanych bajek plastikowe maski: krowy, okularnicy, goryla, osiołka i inne. Przez cały czas na moja głowę był rzutowany slajd z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej posiadając sile bycia ponad tymi wszystkimi warstwami. W drugim planie za mną na telewizorze postacie z dziecięcej bajki przeżywały swoje własne dramaty ich odgłosy i rozmowy budowały bardzo zaskakujący i dwuznaczny kontekst, „komentując” wszelkie moje gesty. Podczas reklamy oddzielającej „Dobranockę” i „Wiadomości” pozbyłem się wszystkich masek i nałożyłem gruba warstwę pudru na twarz. Wizerunek Madonny stal się lepiej widoczny na mojej twarzy a reklama w tle polecała serie kosmetyków do pielęgnacji skory dla kobiet. Podczas „Wiadomości” jako pierwsze informacje zostały przekazane fragmenty z złożenia przysięgi prezydenckiej przez Aleksandra Kwasniewskiego. Naciolem swój prawy policzek prowadząc ostrze żyletki zgodnie z nacięciami na twarzy Matki Boskiej Częstochowskiej.
Performance ten był ciągiem przybierania rożnych masek, zmieniania twarzy, wyrazem zupełnego zagubienia się „Ja” w różnorodności kreowanych wizerunków, podawanych informacji i manipulacji mediów i polityków. W owym okresie obaj politycy oskarżali się nawzajem o zdradę stanu, szpiegostwo i kłamstwa. Trudno było naprawdę opowiedzieć się za jakakolwiek ze stron. Sytuacja sprawiała wrażenie komicznej farsy, satyry niwelującej jakiekolwiek wartości. Stawało się niemożliwe odpowiedzenie na pytania: czy prawdą jest, że ja jestem ta uśmiechniętą twarzą (to znaczy, że nie posługuję się swoja twarzą, by zmusić ja do uśmiechu prezentowanego innemu człowiekowi), czy jestem w świecie czy w ciele a biegunem obecności zaś jest inny człowiek, do którego się uśmiecham, a nie moja twarz o ile się uśmiecha? W tym szczególnym momencie cielesność moja musiała się na nowo samo określić poprzez samo okaleczenie zaznaczyć granice ale również je przekroczyć, bo ciało ma widoczne „granice”, „zatrzymuje się”, na powierzchni naskórka, ale jego obecność jest ciągle ponad to. Nie mogłem się zgodzić by moja obecność poprzez manipulacje polityków została sprowadzona do gry i skupienia się na samej sobie. W takiej sytuacji świat zanika i staje się scena przedstawienia albo zwierciadłem odbijającym jej obraz. A ponieważ świat jest zwierciadłem, które jedynie odbija obraz, to obecność dosłownie „wyczerpuje się” w ciel. Nie jestem już u siebie i nie ma mnie tutaj. Moje ja ginie.
Nie mogłem doprowadzić do sytuacji zamknięcia się w mojej niechęci. Za każdym razem kiedy obecność nie może wyrazić się na zewnątrz, uzewnętrznić w ten czy inny sposób czuje się ona zmuszona do zamknięcia się w nich. A przecież zamknięte stłumienie nie znika, lecz obraca się przeciwko sobie i nie mogąc wyrwać się na zewnątrz rozbija samego siebie. Staje się zagrożeniem dla całego organizmu.
Z powodów poczucia niebezpieczeństwa włączyłem się osobiście do propagowania konieczności przyjęcia Polski do NATO. Chciałem być artystą NATO. Należeć do większego organizmu zjednoczonej Europy. Wyjść poza dotąd bardzo ściśle określone i zamknięte granice państwa Polskiego. Moc poczuć się równie bezpiecznym i wolnym we wszystkich kierunkach przestrzeni, która „zamieszkuje”. Przez bezpośrednie nałożenie na siebie mapy Europy i mojego ciała w kolejnych wystąpieniach wskazywałem na zagrożenia i uwarunkowania wynikające z położenia państwa polskiego. Moja klatka piersiowa stawała się Europa. A jej najbardziej zapalne punkty w owym okresie jak: Czczenia, Irlandia, kraj Basków i była Jugosławia, wypalałem kolejnymi papierosami. Gasząc zapałki na własnej skórze potwierdzając miejsca na mapie z miejscem na moim torsie. Płonąca mapa Europy była poprzez rzutnik wideo projektowana na mnie. Z każdego kolejnego performance czy to w Niemczech czy Rumunii, Finlandii i Kanady wychodziłem z nowymi bliznami.
- Nie jestem już Sobą. Nie jestem Osobą.
- Wiec kim? - Spytacie.
- Staram się być Matrycą - wszelką możliwa postacią. Oglądacie jedynie dane, które generuje. Nie możecie patrzeć na moja twarz. Nie jest cielesna, jest informacją. Jest maską danych, cyfrowym kamuflażem.
- I co mi to daje?
- Nic a może i wszystko. Jestem sumą wszelkich działań, całym performance. Nie potrafię sobie wyobrazić, czym się stanę bo już na pewno nie kim się stanę.
- Co zyskałem? W czym rzeczy są teraz inne? Czy rządzę światem? Jak Bóg?
- Rzeczy nie są inne. Rzeczy to rzeczy a Bóg tak jak wszystko to informacja, nie ma już niczego do rządzenia.
- Ale co robię?
Po prostu jestem tu. Nie tworze, ja uzmysławiam. Co może być bardziej ekscytujące dla umysłu, niż niepewność gdzie się znajduje w relacji do własnego ciała. Żyje dla niematerialnego uniesienia cyberprzestrzeni. Moje ciało rozpływa się w funkcjonującym programie o nazwie „Ja”. Rozpływa się w mojej aktywności. Tu nie ma ciała. Nie ma osobowości. Nie ma granic, nie ma definicji.
Samples from: William Gibson, Derrick de Kerckhove. George Orwell, James I. Kepner, Dr Kudlatz, Francois Chirpaz remixed by Peter Style.
Peter Style, Gypsy Hill, 21 sierpnia 1998.